niedziela, 29 kwietnia 2012

Przeprowadzka

Ostatnio narzekałem na „głodną wiosnę”. Na szczęście to już za nami. Owa deszczowa noc, po której się żaliłem na głód, była ostatnią nocą niedostatku! Zrobiło się ciepło i nocne powietrze jest pełne owadów! NARESZCIE! Słyszałem, że odczuli to także przyrodnicy z „Salamandry” – jak nożem uciął skończyły się zgłoszenia wycieńczonych nietoperzy. Nawet najgorsze skrzydlate niedojdy mają każdego ranka brzuszki przyjemnie pełne.
Parę dni nie pisałem, bo się przeprowadzałem. Zostałem już sam w Forcie, w którym zimowałem. Składam to na karb braku doświadczenia. Inni, wyprowadzając się mówili, że już czas przenieść się w jakieś ciepłe miejsce. Trochę się leniłem, a może odrobinę też bałem nowego. Ale wreszcie się zdecydowałem.
No dobrze, przyznam się! Najpierw pewnej nocy spróbowałem wrócić na strych podpoznańskiej stodoły, w której się urodziłem i wychowałem. Ale tam była już spora grupa gacków - od moich pra-pra-prababek, przez babki, ciotki po kuzynki, a także wiele nieznanych kobitek. Całkowity babiniec! Była też moja mama. Ale przywitała mnie dość chłodno. – Jak już cię przywiało, to możesz przeczekać dzień w tamtym narożniku. Ale nic tu po tobie - powiedziała. - Czas szukać własnego, męskiego mieszkania.
Odwiedziłem swój rodzinny strych 
Fot. A.Kepel
Potem jedna kuzynka mi wyjaśniła, że obszerne strychy to raczej mieszkanie dla pań gackowych. Wszystkie one są obecnie w ciąży i niedługo będą rodzić małe nietoperzątka. Faceci wiosną i latem najczęściej mieszkają sami. Czasami zmieniają kryjówki, odwiedzają się nawzajem na imprezy i pogaduchy – wówczas w jednej kryjówce można spotkać kilka samców. Ale zwykle nie tworzą większych grup.
Później przez kilka nocy rozglądałem się podczas polowań za różnymi dziuplami, skrzynkami, dla ptaków czy innymi podobnymi kawalerkami… Ale nic nie było w okolicy. Wreszcie parę dni temu za namową Wieśka, o którym już pisałem, poleciałem na północ Poznania, do rezerwatu Meteoryt Morasko. Jego tam interesowały przede wszystkim duże, wypełnione wodą kratery pometeorytowe, nad którymi, zwyczajem nocków rudych, może sobie polować na owady wodne. Ale ja znalazłem także istny raj dla siebie – mnóstwo drzew i krzewów, a w rosłych dębach wiele dziupli. Na razie zająłem jedną, ale jeszcze będę się rozglądał za czymś ciekawszym. Załatwiłem sobie Internet mobilny, więc będę mógł się od czasu do czasu przeprowadzać, nie tracąc łączności z siecią.

środa, 25 kwietnia 2012

Głodna wiosna

Do tej pory wiosna jest dla nas naprawdę ciężka. Już dawno powinno być w bród jedzenia, a tu wciąż ubogo. Możecie to sobie łatwo sprawdzić na parkingach. Samochody też lubią polować na owady i z nami konkurują, choć ich nie zjadają ich, a jedynie kolekcjonują! O tej porze roku na maskach i przednich szybach zwykle bywa już pełno przyklejonych ciem i innych smakowitości. A tu szyby nadal czyste, jak zimą.
Trudna sprawa! Po tegorocznej zimie, jesteśmy naprawdę chude i wycieńczone. Większość z nas opuściła już zimowiska i powinniśmy się teraz intensywnie tuczyć. A tu nie ma czym! Dlatego od jakichś 2 tygodni ludzie coraz częściej znajdują skrajnie osłabione nietoperze, które leżą na ziemi i nie mają sił latać. Niektóre, którym nie zapewniono od razu pomocy, nie dożywają następnego dnia… Na szczęście coraz więcej ludzi wie, że trzeba takie zwierzęta szybko przekazać do jakiejś organizacji przyrodniczej. Np. w Poznaniu do „Salamandry” w ostatnich dniach prawie codziennie trafia taki pozbawiony sił nieszczęśliwiec. Fachowcy wiedzą jak im pomóc. Po tygodniu, czasem trochę dłużej, będą już w dobrej kondycji. Dziękuję wszystkim, którzy pomagają nam, nietoperzom, w tych ciężkich czasach!
Słyszałem, że nietoperze, które trafiają do organizacji przyrodniczych, są karmione smacznymi larwami mączników. Ciekawe, jak one smakują. Jak o tym myślę – jeszcze bardziej burczy mi w brzuchu. Na szczęście w ostatnim tygodniu było już nieco cieplej i udawało mi się każdej nocy coś przekąsić. Owady wylatywały głownie za dnia, gdy było cieplej, a noce spędzały mało aktywnie - na liściach czy gałązkach. Ale my, gacki, potrafimy łapać siedzące ofiary. Ale ostatnią noc, mimo że było nawet dość ciepło, w Poznaniu cały czas padał deszcz. A podczas silnych opadów nic nie można upolować. Znów więc jestem głodny. Kiedy wreszcie przyjdą syte noce?!

Ten wycieńczony karlik większy miał szczęście - trafił w ręce fachowców
z "Salamandry" i za parę dni poleci dalej - podtuczony
Fot. A.Kepel

piątek, 20 kwietnia 2012

Wodny nietoperz

Polecieliśmy z Wieśkiem wczoraj wieczorem nad pobliski staw, z którego dawno już zniknął lód. Ja tylko na chwilę, żeby wraz z Wieśkiem napić się wody. Zapytacie pewnie, jak nietoperze piją wodę? Noszą ze sobą łyżki? Nabierają ją do butelki? Nie potrzebujemy tych dziwnych, ludzkich wynalazków! Po prostu zniżamy lot nad samą wodą i nabieramy ją otwartym pyszczkiem.

Jak już zatankowałem do pełna, poleciałem coś przekąsić, ale sam. My gacki nie szukamy jedzenia nad wodą. Wolimy żerować wśród gałęzi drzew i krzewów. Ale Wiesiek – nocek rudy – został nad stawem na całą noc. Cóż on tam wyprawiał! Latał nad samym lustrem wody, kilkanaście centymetrów od powierzchni, zataczając nad nią takie śmieszne ósemki, pętle, zawijasy. Co chwila chwytał małą muszkę – ochotkę – latającą nad samą taflą. Bywało jednak, że zanurzał w wodzie swoje wielkie stopy i wyciągał wypływające właśnie na powierzchnię poczwarki ochotek, po czym w locie podawał je sobie do pyszczka. Nikt inny w naszym kraju, poza rzadkimi krewniakami Wieśka – nockami łydkowłosymi – nie poluje w taki sposób. Dlatego, w wielu krajach Europy, nocek rudy nazywany jest nockiem (nietoperzem) wodnym. W Niemczech nazywają go Wasserfledermaus, w Rosji vodjanaja noćnica.

Ależ tych muszek się tam roiło... Można by jeść i jeść. Zanim odleciałem Wiesiek powiedział, że gdy późniejszą nocą zrobi się znów zimno i muszki przestaną latać, zawsze znajdzie coś pływającego na samej wodzie. Uznałem, że nocki rude to niesamowite szczęściarze – mają dostęp do takiej spiżarni! Ja, szukając owadów wśród liści i gałęzi, muszę się czasem nieźle nalatać. Ale Wiesiek opowiedział mi, że nie zawsze, nie nad każdą rzeką czy stawem, jest w stanie złapać sobie owada. Czasem, choć roi się ich tam cała masa, nocek rudy lata bezradnie, a jego echolokacja staje się prawie bezużyteczna. Dlaczego? Obiecał, że wyjaśni mi to innym razem...
Polujący nocek rudy
Fot. 2x A.Kepel

czwartek, 19 kwietnia 2012

Nocek rudy Wiesiek

Dziś rano gadałem z moim nowym kumplem Wieśkiem. Poznałem go w marcu, gdy obudziłem się z ostatniego już tej zimy, dłuższego snu. Musiał przylecieć, gdy hibernowałem. Budzę się, a obok mnie wisi nietoperz, mojej wielkości, ale zupełnie inny. Miał wielkie stopy, krótkie, ciemne uszka i biały brzuch. Okazało się, że jest nockiem rudym. Przeżył już dobrych kilka zim na tym świecie, więc bardzo się cieszę, że go poznałem. Liczę, że dowiem się od niego mnóstwo ciekawych rzeczy.


Nocki rude potrafią latać dość daleko, choć nie aż tak jak karliki większe, czyli Gabi, albo borowce wielkie, które widuję teraz wysoko na niebie ciągnące na wschód. Ale 200 czy 300 km to dla tych nocków nie problem. Inaczej niż karliki i borowce, nocki rude (a także ich więksi krewniacy – nocki duże i łydkowłose) mogą odlatywać na zimę w różnych kierunkach – czasem na północ, czasem na południe, w każdym razie tam, gdzie znajduje się najfajniejsza w okolicy podziemna kryjówka. Taka, w której nie będzie zimno, i w której nie będzie zbyt sucho... Wiesiek spędza zimę w Poznaniu, tu gdzie ja, choć najczęściej siedzi schowany między cegłami w takim starym, małym bunkrze. Dlatego do tej pory nie mieliśmy okazji się spotkać. Ale tym razem musiał przenieść się do mnie. Kiedy przyszły te okropne mrozy w lutym, wiele nietoperzy musiało albo schować się w głębokie szczeliny, gdzie temperatura nie spadła jeszcze poniżej zera, albo w ogóle wynosić się ze swojego schronienia i przelecieć do dużego fortu, w którym są lepiej izolowane pomieszczenia. Nie wiedziałem dotąd, że nietoperze mogą zimą zmieniać raz wybraną kryjówkę.

Wiesiek powiedział mi, że niektórzy jego znajomi przenoszą się na lato aż na Pomorze, w krainę ciągnących się kilometrami lasów i głębokich, czystych jezior. Pytał, czy nie miałbym ochoty też spróbować. Musiałem odmówić – znam swoje ograniczenia. My gacki nie latamy nigdy tak daleko, choć na rodzinnym spotkaniu poznałem kuzynów, którzy są w stanie zrobić co roku te 20-30 km między zimowiskiem a przytulną, letnią kolonią.
Na razie umówiłem się z Wieśkiem, że dzisiaj wieczorem polecimy gdzieś razem się napić. Napiszę, jak było.
nocek rudy
Fot. A. Kepel

wtorek, 17 kwietnia 2012

Narysujcie mnie, albo inne nietoperze!

Jeśli tego bloga czytają uczniowie podstawówek lub gimnazjów, albo nauczyciele w tych szkołach, może zainteresuje was informacja, którą znalazłem dziś w Internecie.
Polskie Towarzystwo  „Salamandra” z okazji międzynarodowego Roku Nietoperza ogłosiło ogólnopolski konkurs plastyczny dla uczniów szkół podstawowych i gimnazjów „GACKI 2012”. Tematem konkursu są prace przedstawiające nietoperze lub ich ochronę.
Jest jeszcze trochę czasu! Prace można nadsyłać do 14 maja. Szczegółowy regulamin, a także wzór specjalnej metryczki, którą trzeba dołączyć do rysunku czy malunku, znajdziecie na stronie http://www.salamandra.org.pl/gackiopis.html.
Zachęcam do udziału! Może namalujecie mnie, lub moich znajomych? Przewidziano podobno „atrakcyjne nagrody rzeczowe” (nieoficjalnie się dowiedziałem, że to jest naprawdę wystrzałowy, przydatny sprzęt dobrych marek – więcej napisać nie mogę ;-).
Poprzednio taki konkurs „Salamandra” i inne organizacje przeprowadziły dawno temu – w roku 1999. Zobaczcie na nagrodzone wówczas prace: http://www.gacki.art.pl/konkurs.html. Niektóre są naprawdę faje, ale jestem pewny, że wielu z Was może namalować lub narysować coś co najmniej równie odlotowego!


piątek, 13 kwietnia 2012

Ładne uszy mam

Po co ci takie wielkie uszy? – pytają mnie czasem inne nietoperze. Rzeczywiście, narząd słuchu gacków wygląda imponująco, prawda? Moje małżowiny osiągają 3/4 długości mojego ciała! To tak, jakby wasze uszy miały aż 75 cm.
Większość innych krajowych nietoperzy poluje na owady latające. Na pewno słyszeliście, jak się to odbywa. Wydają serie krótkich pisków (o tak wysokiej częstotliwości, że niesłyszalnych dla ludzi) i nasłuchują wracającego echa. Domyślacie się, że aby z przyzwoitej odległości usłyszeć echo własnego głosu odbite od komara czy miękko owłosionego nocnego motyla, trzeba wrzeszczeć z całych sił. To nie dla mnie. Nie tylko dlatego, że nie chce mi się wysilać (choć to też). Wiele ciem, które są moim przysmakiem, to niezłe spryciary. Słyszą z daleka krzyki nadlatujących nietoperzy i uciekają w przeciwną stronę lub zamykają skrzydła i spadają na ziemię, zanim znajdą się w zasięgu echosondy nadlatującego mroczka czy borowca. Ale ja mam na nie sposób!
W drodze na łowisko piskam sobie cichutko – tylko tyle, by po ciemku nie rozbić sobie nosa o drzewo czy ścianę. Dlatego badacze nietoperzy nazywają gacki „nietoperzami szepczącymi”. Na miejscu przestaję w ogóle wydawać ultradźwięki. Latam sobie powoli i bezgłośnie, uważnie nasłuchując. Zresztą nie mam wielkiego wyboru – z takimi uszami szybko latać się nie da – działają w powietrzu jak wielkie hamulce! Widzicie na zdjęciu włoski na ich brzegach? Działają podobnie jak postrzępione brzegi piór u sów. Sprawiają, że w locie pęd powietrza nie świszczy mi w uszach i nie zagłusza tupotu nóg owadów chodzących po liściach, ani warkotu drgających mięśni gotowych do lotu motyli. Dla was te dźwięki mogą się wydawać niewyobrażalnie ciche. Jednak odbite od gładkiej powierzchni moich „radarów” skupiają się na tak zwanych koziołkach – wyrostkach widocznych przed uchem. Te odbijają je do otworu słuchowego. Zapewniam, że moje ucho wewnętrzne, choć niewidoczne, jest jeszcze bardziej imponujące niż zewnętrzne. Dzięki temu jestem w stanie polować na owady siedzące na liściach czy gałęziach – nieosiągalne dla większości innych nietoperzy. Gdy więc w dziecięcych czasach koledzy wyśmiewali się ze mnie, że mam „odstające uszy”, uśmiechałem się tylko pod nosem. W przyrodzie wszystko ma swój cel!

Moje uszy z bliska
Fot. A. Kepel

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Wampir wampirowi przyjacielem

Mówi się, że człowiek człowiekowi wilkiem. A tymczasem wampir wampirowi przyjacielem! Amerykańskie nietoperze wampiry potrafią sobie pomagać. Dnie spędzają wspólnie, najczęściej w jaskiniach. Po powrocie z łowów dzielą się krwią z tymi, którym tej nocy nie udało się utoczyć krwi żadnemu zwierzęciu i są głodne. Wyobrażacie sobie coś takiego?
Jest to przykład tak zwanego altruizmu odwzajemnionego. Głodny nietoperz mógłby nie dożyć następnej nocy, zwłaszcza jeśli niepowodzenie prześladuje go już jakiś czas. Za okazaną mu pomoc może odwdzięczyć się innego dnia. W ten sposób wszystkie nietoperze z danej grupy, pomagając sobie wzajemnie, zwiększają swoją szansę przeżycia. W kupie nie tylko raźniej, ale i bezpieczniej. W sumie fajnie jest być wampirem i żyć w solidarnym stadzie. Ze mną, gdy nic nie upoluję, nikt się nie podzieli.

sobota, 7 kwietnia 2012

Wampiry w filmach i na jawie

Wróciły zimne noce owadów jest mało, więc zamiast nieskutecznie polować, zafundowałem sobie maraton filmowy. Po ostatnim wpisie naszła mnie chęć na horrory. No i co się okazało? Twórcy filmów wybrali sobie nietoperze jako zwierzaki, w które potrafią zamieniać się wampiry. Też pomysł! Krwiopijne są raczej komary, na które polujemy. Dlaczego żaden  filmowy wampir nie zmienia się w komara?
Jednak trzeba przyznać, że w Ameryce Południowej i Środkowej mieszkają nietoperze (3 gatunki) odżywiające się krwią i nazwane właśnie wampirami. Jeden z nich - wampir zwyczajny - uwielbia krew ssaków. Potrafi nie tylko latać, ale również świetnie skacze i biega po ziemi. Najczęściej ląduje niedaleko śpiącej ofiary i skrada się po ziemi. Ostrymi ząbkami nacina skórę i zlizuje krew sączącą się z ranki. Ślina wampira zawiera substancje zapobiegające krzepnięciu krwi oraz znieczulające ból - ofiara nie czuje więc ugryzienia. Wampir waży zaledwie 30 g, a może za jednym posiedzeniem wypić nawet 20 ml krwi (pełna łyżka stołowa). To bardzo dużo jak na takie małe zwierzę. Przynajmniej nie jest wtedy głodny, tak ja dzisiaj.

niedziela, 1 kwietnia 2012

Horror w muzeach

Ludzie potrafią być bezmyślnie okrutni.
Czy byliście kiedyś w jakimś muzeum przyrodniczym? Widzieliście w nim „eksponat” nietoperza? Mam nadzieję, że nie. Wówczas pewnie nie byłoby Wam łatwo przełamać strachu i obrzydzenia i czytać tego bloga.
Wiele ekspozycji „dydaktycznych” przedstawia szkaradnie wysuszone ciała nietoperzy. Widziałem dziś kilka zdjęć takich okazów – poniżej zamieszczam jeden przykład. Zgroza. Jak tak można?! Czy rzeczywiście wyglądamy tak strasznie jak to jest ukazywane w muzeach? Możecie porównać poniższe zdjęcie z moim portretem. Jest jakieś podobieństwo? 

Eksponat w muzeum
Fot. A. Kepel

Pod adresem http://www.salamandra.org.pl/component/content/article/40-nietoperze/597-nietoperze-muzea.html?directory=1  zamieszczono apel skierowany przez nietoperza do osób odpowiedzialnych za to, co jest wystawiane w muzeach przyrodniczych. Zachęcam do przeczytania.